wtorek, 16 lipca 2013

Błędy młodości - "Ja inkwizytor. Wieże do nieba" Jacka Piekary

     Pora na kolejny tom cyklu inkwizytorskiego Jacka Piekary - Ja inkwizytor. Wieże do nieba. Tom zawiera dwa obszerne opowiadania - tytułowe Wieże do nieba oraz Dziewczyny rzeźnika. Młody Mordimer z właściwą swemu wiekowi pewnością siebie prowadzi swoje pierwsze śledztwa i robi to - powiedzmy sobie szczerze - dość nieudolnie...


     Tom rozpoczyna się opowiadaniem Dziewczyny rzeźnika i jest ono - moim zdaniem - o wiele lepsze i bardziej wciągające niż następne. W niewielkim miasteczku dochodzi do niezwykle brutalnego morderstwa, miejscowa margrabina wynajmuje mistrza Knottego, by poprowadził świeckie śledztwo. Zapijaczonemu inkwizytorowi towarzyszy Mordi, który ma serdecznie dość swego przełożonego i wykonywania za niego brudnej roboty (z wynoszeniem nocnika swego mistrza włącznie). Musi jednak trzymać nerwy na wodzy, gdyż opinia mistrza Alberta będzie miała znaczący wpływ na promocję Mordimera w Akademii Inkwizytorium. Kolejne morderstwa, spreparowane dowody, fałszywe oskarżenia, próbka inkwizytorskiej sztuki prowadzenia przesłuchań i zabawa w "dobry i zły glina". To wszystko czeka na czytelnika w tym opowiadaniu. Zakończenie akcji zaskakuje - nawet samego Mordimera, którego dobre intencje sprowadzą całkiem pokaźną katastrofę na miasteczko. 
     Tytułowe opowiadanie mnie jednak rozczarowało. Mordimer otrzymuje ograniczoną licencję inkwizytorską, by poprowadzić śledztwo w Christianii. Dwóch architektów wznosi tam świątynie, jeden z nich oskarża kolegę po fachu o demoniczne praktyki. Śledztwo Mordmiera ślizga się, jakby po powierzchni góry lodowej. Niby dochodzi do jakichś wniosków, nieudolnie odkrywa nowe tropy, ale ignoruje przy tym niektóre istotne szczegóły (np. człowieka ukrytego za drzwiami szafy, który radzi mu nie mieszać się w sprawę, dziwna reakcja Negra na shersken). W każdym razie czytelnik odczuwa niesmak (podobnie jak sam Mordimer), bo nie dotarł do jądra ciemności - raczej zaledwie przemknął w jego cieniu - i nie odkrył całej prawdy. Wydaje się, że Mordimer pozwala się tutaj wodzić za nos, jest marionetką w czyichś rękach, to, co odkrywa wydaje się zbyt proste, zbyt prymitywne, by mogło stanowić sedno sprawy. Z tego powodu opowiadanie, a także samo śledztwo jest po prostu nudne. Sam Mordimer również nie wzbudza w opowiadaniu sympatii: w Dziewczynach rzeźnika było mi go po prostu żal - przełożony go wykorzystywał a chłopak o dobrym sercu narobił bigosu - ale tu... Fałszywie skromny, zbyt pewny siebie, zbyt ufny, nadęty, przekonany o swojej nieomylności... nie żeby niektórych z tych cech brakowało mu we wcześniejszych tomach cyklu, ale tam wszystkie te wady czytelnik był w stanie wybaczyć w obliczu sprawności, dystansu do samego siebie, intelektu, sprytu... których młodemu Mordimerowi niestety jeszcze brakuje.
     Podsumowując... jeśli jeszcze nie zetknęliście się z Mordimerem Mederdinem, stanowczo odradzam zaczynanie znajomości od tego tomu jego przygód - lepiej zacznijcie od Sługi Bożego.