wtorek, 3 września 2013

Bezlitosny, bezkompromisowy, bezwzględny...

Kolejna część cyklu inkwizytorskiego Ja inkwizytor. Dotyk zła składa się z dwóch minipowieści: tytułowego Dotyku zła oraz Mleka i miodu. W obu tych opowiadaniach Mordimer Medderdin prowadzi dwa bardzo owocne śledztwa. Z pewnością nie będziecie rozczarowani błyskotliwością młodego inkwizytora, gdyż nie pozwala się tu wodzić za nos, jak w Wieżach do nieba - przeciwnie jest przenikliwy, bezkompromisowy i bezwzględny.

Wydanie pierwsze tego tomu (Lublin 2010), projekt okładki Piotr Cieśliński.


       Pierwsze śledztwo z tytułowego Dotyku Zła Mordimer prowadzi na prośbę kolegi po fachu - Ottona Pleissa. Otóż jego kuzyn, tknięty nagłym impulsem (czy może, idąc śladem tytułu - nagłym złem) zabija swoją ukochaną żonę, bez żadnego widocznego powodu. Mordimerowi zajmie sporo czasu odszukanie źródła owego zła, które kierowało kuzynem Ottona. Omal nie dojdzie do kolnej tragedii. 
       O ile w poprzednim prowadzonym prze siebie śledztwie Mordimer wydawał się błądzić po omacku, to tutaj mamy już do czynienia z wytrawnym myśliwym. Jest zdecydowany, pewny siebie (aż do przesady), działa w sposób bezlitosny (często nawet okrutny), nierzadko obłudny (pali jedną niewinną ofiarę, by móc ocalić życie drugiej). Z drugiej strony potrafi jednak okazać dobre serce, współczucie i ciepło. Podczas lektury tego opowiadania będziemy też świadkami chwili słabości jakiej dozna Mordimer po wpływem "dotyku zła" i przy okazji wyjaśni się jedna ze spraw dotycząca jego przeszłości.

       W opowiadaniu Mleko i miód Mordimer przybywa do niewielkiej górskiej mieściny z nieoficjalną misją: ma się spotkać z informatorem Świętego Officjum. Okazuje się jednak, że do miasteczka przybywają też dwaj inni inkwizytorzy w poszukiwaniu świętych relikwii, które jakoby mają spoczywać w tej nieurodzajnej ziemi i sprawiać, że okolicznym gospodarzom plon udaje się tu wyjątkowo dobrze. 
        Przypadek sprawia, że tylko Medderdinowi udaje się odkryć prawdziwe źródło owego dobrobytu, jednak szlachetne serduszko inkwizytora (i wzgląd na bezpieczeństwo własnej osoby - a jakże), każą mu zatuszować szczegóły i wymyślić zgrabną historyjkę dla kolegów inkwizytorów.
        Jako że Mordmimer w górach spotyka piękną Dorotkę, z którą nie raz w tym opowiadaniu będzie figlował w łożu, będziecie mogli opis tych figli przeczytać. W Wieżach do nieba też było sporo erotyki i chciałam zaznaczyć, że na ogół podoba mi się sposób w jaki Piekara ustami Mederdina opisuje akt płciowy, bo zazwyczaj robi to bez zbędnej wulgarności, która często raziła mnie u Martina w jego Pieśni lodu i ognia.
        Przy okazji tego opowiadania Mordimer snuje też bardzo interesujące i, moim zdaniem, zabawne refleksje na temat tego, co dziś nazywamy turystyką górską:

[...] Ale co miało przyciągnąć ludzi do Herzelei albo okolicznych wiosek? Piękne widoki i świeże powietrze? Śmiechu warte! Komu by się chciało wędrować całymi dniami, by przez następne kilka dni pogapić się na góry? Kto by się na tyle przejmował tym, czy oddycha wyziewami wielkiego miasta, czy świeżym górskim powietrzem, by marnować na podróż czas oraz pieniądze? A możne ktoś przyjechałby tutaj, bo chciałby pojeść twarde niczym kamyki góralskie serki? Albo przywieźć z wyprawy szorstkie swetry z ostrej niczym oset wełny? Wolne żarty! Może jeszcze miejscowi przebieraliby się za niedźwiedzie i ryczeli dla zabawy gości oraz przygrywali im swe prościutkie, prymitywne melodyjki na byle jak skleconych skrzypeczkach? Może sprzedawaliby jakieś pokraczne figurki wyrzeźbione z kory albo drewna, albo miniaturowe siekierki, ciupagi, jak oni je tu nazywali. Aha, już widzę tłumy nadciągające wszystkimi gościńcami... Śmiechu warte, powiadam wam, mili moi.

         Z pewnością grono sympatyków Mordimera wśród górali może się niebezpiecznie skurczyć pod wpływem tych słów. Ja jednak zostanę przy swoim. To moja ulubiona postać polskiej fantastyki, jak do tej pory.  Z jednej strony - inkwizytor - bezwzględny, zimny jak stal, bezkompromisowy, jeśli chodzi o sprawy swojej wiary, bezlitosny. Z drugiej - czuły kochanek, bardzo przedmiotowo podchodzący do roli kobiety, wszechstronnie wykształcony, obrońca niemowląt i nienarodzonych dzieci. A wreszcie - chłopak o niezbyt szlachetnym pochodzeniu - fałszywie skromny, ambitny i mający baaardzo wysokie mniemanie zarówno o swoim intelekcie, jak i wartości własnej osoby. Ogólnie rzecz biorąc, można go serdecznie nienawidzić, ale nie sposób go nie podziwiać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz