czwartek, 29 sierpnia 2013

Z tęsknoty za subtelnością - "Emma" Jane Austen


Po sporej dawce fantastyki, pora zacząć znów twardo stąpać po ziemi. Dlatego kolejny post będzie dotyczył książki z zupełnie innej półki. O ile poprzednie pozycje czytałem jednym tchem, to w wypadku tej powieści, lektura przypominała raczej snucie pajęczej sieci - była powolna, lecz nie pozbawiona czaru. A jej przedmiotem była ...


 

Emma Jane Austen, wydanie z 1991 roku w tłumaczeniu J. Dmochowskiej.


           Czasem dobrze jest się na chwilę zatrzymać i wziąć głębszy oddech - w moim wypadku okazją do tego była lektura właśnie tej książki. Podczas czytania miałam wrażenie, ze czas zatrzymał się w miejscu. I to nie tylko dla mnie, bo chociaż realia obyczajowe XIX - wiecznej Anglii tak bardzo różnią się od obecnych zwyczajów, że śledziłam je naprawdę ze sporym zainteresowaniem, to w samej powieści nie mamy do czynienia ze zbyt doniosłymi wydarzeniami, które mogłyby wciągać czytelnika na wiele godzin. Z tego również względu wydaje mi się, że czas zatrzymał się przede wszystkim dla bohaterów tej powieści: większość z nich (także tytułowa bohaterka) należy do zamożnego ziemiaństwa, ich życie jest dość jednostajne, żeby nie powiedzieć nudne, wydaje się, że czas, jeśli w ogóle dla nich biegnie to z pewnością o wiele wolnie niż dla nas. Cóż, widać taki urok epoki. Wydaje się, że  największe sensacje w tym środowisku stanowią zamążpójścia i ożenki. Nie powinno więc dziwić, że dobrze sytuowana, bystra dwudziestojednoletnia Emma z braku lepszej rozrywki, postanawia zostać swatką swojej nowej przyjaciółki Harriet. Wydaje jej się, że jeśli podźwignie biedną, pochodzącą z nieprawego łoża dziewczynę w hierarchii społecznej, spełni dobry uczynek. Tymczasem w skutek jej starań biednej pannie Smith przyjdzie aż trzykrotnie znieść sercowe rozczarowanie (pomimo że Emma po pierwszej nieudane próbie rezygnuje ze swoich planów). Emma okazuje się naprawdę złym doradcą i kiepską przyjaciółką. Ponadto wydaje mi się, że przyjaźń z Harriet jest jej potrzebna tylko po to, by nieustannie odczuwać wyższość nad tą prostą i niezbyt inteligentną dziewczyną.
            Nie dziwcie się więc, że postać tytułowej bohaterki nie wzbudziła mojej sympatii. Emma ma, moim zdaniem, zbyt wysokie mniemanie o sobie i często się wywyższa. Wiem, że ma ku temu powody, ale ten fakt nie zaskarbia jej mojej sympatii. Poza tym popełnione przez nią błędy, sygnały, które przeoczyła, fakty, które przeinaczyła, sprawiają, że jej domniemana inteligencja i racjonalizm wydają się wątpliwe.
            Najbardziej za to przypadły mi do gustu postaci komiczne: pan Woodhouse – ojciec Emmy i panna Bates oraz Augusta Hawkins (celowo podaję z panieńskim nazwiskiem, by zbyt wiele nie zdradzić). Jeśli chodzi o ojca Emmy, to nie tyle spodobały mi się jego nadopiekuńcze rady dotyczące zdrowia jego bliskich, nie tyle jego hipochondria, co sposób w jaki traktowało go, całe towarzystwo – nieustanny szacunek, atencja jaką mu poświęcano i powaga jaką się cieszył bardzo kontrastowała z jego zachowaniem. Natomiast panna Hawkins ze swoim poczuciem wyższości, apodyktycznością i fałszywą skromnością wzbudzała niejednokrotnie moje obrzydzenie, czego nie można na przykład powiedzieć o horrendalnie gadatliwej, męczącej, lecz przecież jakże poczciwej pannie Bates.
            Emma nie jest pierwszą powieścią Jane Austen po jaką sięgnęłam, wcześniej miałam przyjemność czytać Dumę i uprzedzenie. Właściwie to sięgnęłam po książkę tylko dlatego, że film mi się spodobał. Zawsze byłam przekonana, że XIX-wieczne romansidło to nie jest lektura dla mnie i  zastanawiało mnie, dlaczego Austen cieszy się tak dużą i niesłabnącą popularnością. Dziś już wiem, czemu tak jest: Austen pokazuje nam środowisko społeczne, w którym dobre wychowanie, nienaganne maniery, poczucie obowiązku, honor, elokwencja, subtelność uczuć i obyczajów są niezmiernie cenione i stale pielęgnowane. Jako że na co dzień nie dane jest nam obcować z tak wysoką kulturą osobistą jaką prezentują bohaterowie Austen (a przynajmniej większość z nich), nasze relacje międzyludzkie są w dzisiejszych czasach bardziej bezpośrednie, a obszar tych dziedzin życia i tematów, które można uznać za wstydliwe znacznie się skurczył. Wydaje mi się, że właśnie z tęsknoty za subtelnością - uczuć, obyczajów, sposobu wyrażania się - sięgamy po te książki.
            Na koniec jeszcze słowo o języku powieści – byłam nim zachwycona, jest przebogaty, syntaktyka zdań niejednokrotnie bardzo skomplikowana, choć klarowna. Zdecydowanie jest to lektura, która pozwala cieszyć się pięknem języka ojczystego. Duże brawa dla tłumaczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz